wtorek, 26 stycznia 2010

Pożegnanie (na jakiś czas)

Uciekamy.... Niestety to już prawie 38 tc. nie chcę ryzykować, że bóle nastąpią nagle a Luby będzie musiał grzać autko i wywozić nas 20 km.w środku zimnej -15 C nocy do szpitala w którym mam rodzić. Tak więc jutro odbieram wyniki krwi (które dziś musiałam sobie zrobić.... brrr kolejka w laboratorium, aż pod same drzwi. Do tego duszno, każdy jakiś poddenerwowany i ja ledwo trzymająca się na nogach, bo bez śniadania i ten osobnik w brzuszku, rozrabiaka z kopniakami pod żebra "mamo jeść") ...
Wczoraj byłam u lekarza o dziwo jakiś miły był, może dlatego, że widzieliśmy się ostatni raz w tej ciąży (dał mi L4 aż do rozwiązania) i życzył udanego rozwiązania. No takiej miłej atmosfery nie spodzipo jego słynnych 5 min. jakie poświęca na pacjentkę, a tu proszę:-)

A więc dziewczyny wybywamy z Paulinką do domowego SPA (jak to ostatnio ujęłam) ...
Do czasu ewałam się, znając jego gburowatość i podejście sądziłam, że zostanę wykopana z gabinetu porodu jak i na okres połogu pod swe opiekuńcze skrzydła przyjmują nas moi dziadkowie. Będziemy miały swój pokoik, jak to mówią ciasny ale własny. Gdyby przyszła godzina "zero" zostanę oddelegowana do szpitala, to od nich raptem 20 min. piechotką. Córka będzie miała opiekę 24h a ja będę spokojniejsza, no i będzie można się skupić na sobie i maleństwie.
Po porodzie (wiadomo lepiej liczyć na pomoc innych) ... u dziadków nie będę musiała martwić się co gotować, jak prać, kto ma pójść z córką na sanki itd. Liczę, że do 3 tyg. powinnam odbudować swoje akumulatorki i nabrać wystarczająco siły by wrócić do domu na stare śmieci.

Tak więc żegnam się z wami przynajmniej do końca lutego. Jeśli jakimś cudem uda mi się skorzystać z komputera i dostępu do netu, dam znać co z nami.

A dziś ogłaszam konkurs na typy płci mojego brzuszkowego lokatora.
Chłopak czy dziewczynka?
Buziaczki dla Wszystkich.

piątek, 22 stycznia 2010

Sprawozdaniowo.

Jak bym chciała aby było już po wszystkim. W poprzedniej ciąży nie stresowałam się tak samym porodem i tymi skurczami czy to przepowiadające czy już właściwe, jak liczyć co ile, czy dzidzia się rusza, czy dużo, czy mało, czy mleko napłynie a jak nie, a jak będę mieć za dużo, a jak się zrobią zakrzepy, a jak popękają brodawki..... a co z bólami krocza itd. w kółeczko.

W poniedziałek mam wizytę u gina. może już ostatnią. Zapewne znów nic konkretnego się nie dowiem, ale za to z położną będzie można pogadać (tak na marginesie świetna babeczka) rzadko się zdarzają ludzie na odpowiednich stanowiskach, a Ona - właściwy człowiek, na właściwym miejscu.
Kopniaki maluszka coraz bardziej dokuczliwe, już nie tak częste, ale jak już kopnie to Mama przez chwilkę zwija się z bólu. Najbardziej przeżywa to Paula, która nie rozumie dlaczego dzidziuś mamie robi krzywdę, no bo że kopie OK, że się rusza OK, że słyszy co do niego siostra mówi OK...ale dlaczego Mama często mówi: ajć, uf, uch, buu... itp. Relacje dobra siostra - rodzeństwo podtrzymywane. Częste głaskanie po brzuchu, przytulanie, całowanie.... aż się dziwię, ciekawe jak będzie reagować na płacz maleństwa:-)
Kupiłam kremik na brodaweczki, z większych wydatków jeszcze pieluchy (pampersy) ... i jakieś tam drobiazgi. A z kasą u nas ostatnio krucho. Sklep niestety nie przynosi dużych zysków, no bo kto by zimą robił remont mieszkania... są chętni? A żyć trzeba, niestety z jednej niepewnej pensyjki utrzymanie domu jest ciężkie, hmmm graniczy raczej z cudem. Jakoś jak na razie pchamy ten nasz wózeczek, oby do wiosny, może coś ruszy.

środa, 20 stycznia 2010

Pakowania do szpitala ciąg dalszy.

"Milczenie jest złotem" ... podobno, ale martwi mnie, że coraz więcej dziewczyn ucieka z blogowego zakątka, co się dzieje?

A u Nas....
Nadal pakuję torbę. Wydawało mi się, że już wszystko mam, a ciągle coś dokładam i przepakowuję w coraz to większą. Jak tak dalej pójdzie to pojadę z plecakiem ze stelażem... a i ciekawe jak zareagowałby personel szpitala na taki widok.
Jeszcze kilka drobiazgów muszę dokupić ( mała woda niegazowana, jakieś biszkopty do podjadania po porodzie - pamiętam, że przy Pauli byłam okropnie głodna już po..., dezodorant, pasta, szczoteczka, kapcie, szlafrok, Telefon komórkowy z wolną pamięcią na pierwsze zdjęcia, Książka - krzyżówki - czasopismo ... co do tego jeszcze nie wiem co wybrać, osłonki silikonowe do karmienia i krem na popękane brodawki, obie rzeczy muszę kupić) pewnie coś jeszcze się znajdzie. Kilka z tych wymienionych mogłoby już lądować w torbie, ale mam po jednym egzemplarzu a np. szczoteczki nie chciałoby mi się 2 razy dziennie wyjmować i wkładać do rej torby, tak samo kapci no przecież po domu w czymś trzeba chodzić... a i tak znając moje zorganizowanie, czegoś zapomnę i Luby będzie musiał dowozić. do tego dochodzi torba z ubraniami i kosmetykami dla Pauli która na czas porodu i pobytu w szpitalu zostaje oddelegowana do dziadków - Luby sam nie będzie mógł z nią zostać, no i jeszcze jedna pakowna torebeczka dla maluszka z ubrankami i wszelkimi "pierdołkami" na czas wyjścia i kilkunastodniowy pobyt w "domowym spa" moich dziadków. Także będzie tego sporo. Ale o tym "spa" może jutro.

piątek, 15 stycznia 2010

Nadal razem.

Odliczam (może to głupie) ale już nie mogę się doczekać.... każdy "dobry" dzień jest na wagę złota. Wczoraj dzidzia dała mi dużo wytchnienia (ostrych kopniaków niewiele, ból w kroczu znikomy) cóż za rewelacyjne uczucie - aż chciało mi się działać.... wiem, wiem, tylko się nie przemęczać.
Ostatnio przeczytałam, że jednej z dziewczyn odeszły w nocy wody i musiała zgłosić się na IP ... matko gdyby to był mój przypadek to - przecież co ja zrobię w nocy ze starszym dzieckiem, Luby musiałby mnie odwozić do szpitala, a małą zawieść do dziadków. No i nie jestem jeszcze do końca spakowana, torba niby przy łóżku stoi, ale jest atrakcją dla Pauli, która ciągle dopytuje o zawartość.
Ach...
Buziaczki ***

wtorek, 12 stycznia 2010

Bezsenność

Bezsenność zakradła się do naszego domu (ostatnią nockę troszkę panikowałam) a wszystko przez wczorajszy wieczorny ból w dole brzuszka.
Luby zażartował, że mam ściskać nogi i nie pozwalać na wyjście lokatorowi.... niby zabawne, ale nie do końca, ja jeszcze w polu ze wszystkim jestem. Najbardziej przeraża mnie to, że torba do szpitala i owszem w zasięgu wzroku, ale kompletnie pusta.
Dziś byłam zorientować się w aptece co i po ile teraz na rynku jest.... no i stówka jak nic zapewne z portfela zniknie. jakieś wkładki laktacyjne, podkłady poporodowe, jednorazowe majtki... brrr gdyby choć z jednej firmy, ale kuszą ilością , jakością i bóg wie czym jeszcze. Koszmar.

Dziś czuję się już lepiej choć nogi chodząc po tych zaspach śnieżnych pomalutku odmawiają posłuszeństwa.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Jestem, jestem.

Witam Was kochane w nowym roczku... przepraszam jednocześnie za tak długą ciszę. Powodów było kilka...ale pomalutku, od początku.

Wyjechaliśmy na wyjazd świąteczno-noworoczny do teścia dość wcześnie (tam niestety "wioseczka zabita dechami" więc o internet ciężko) ... po powrocie z Wielkopolski zamelinowałam się z Paulą u swoich rodziców na ponad tydzień .... tak więc nie miałam możliwości kontaktu z blogowym światem.

Nadal pozostajemy z dzidziusiem we wspólnocie, maleństwo zdrowo przybiera na wadze, nadal kopie mamę po żeberkach, nocami nie daje spać, a od 3 tyg. od czasu do czasu robi mi psikusy w postaci ostrych bóli, które mama odbiera za oznaki zbliżającego się końca... ale razem z tatą grzecznie tłumaczymy szkrabowi, że ma jeszcze czas i o dziwo słucha:)

Starsza siostra dzielnie znosi mamine humorki i ciągłe upominania "nie wezmę cię na rączki", "nie kop mnie po brzuszku", " nie mogę z tobą biegać" .... itd.
Nastawienie do młodszego rodzeństwa nadal pozytywne - głaszcze rączką po brzuchu, woła "go", pokazuje nowe zabawki, czasem wydaje mi się to śmieszne, ale na swój sposób stara się nawiązać z maleństwem jakąś więź.... ciekawe jak będzie już po wielkim rozwiązaniu.

No i wybraliśmy (w końcu) imiona.... niestety nadal nie wiemy kto we mnie siedzi, tak więc imię dla dziewczynki: HANNA a dla chłopca SZYMON.

Zmykam na wasze blogi nadrabiać zaległości:-)