piątek, 30 kwietnia 2010

Nadal remontowo.

Upłynęły mi te 18ste (ha ha ha) urodzinki bardzo optymistycznie - mop i ścierka.
W tym dniu miała tylko siedzieć sobie i pachnąć a tu...
no nie ma nic przyjemniejszego jak tylko w tak szczególnym dniu zapierniczać -
ale chciałam mieć swoje M, to mam za swoje.
Troszkę tylko ten nasz pracownik budowlano-remontowy się czasowo nie wywiązał. Remont miał trwać tydzień, max 10 dni... ach już lepiej nie zawodzę bo jeszcze pan nie skończył i gotów mi jakiegoś psikusa wykręcić. Tfu, tfu, żadnych czarnych myśli.

Budżet na remont już dawno się skończył, a ciągle jeszcze nie mamy wszystkiego. To jakieś zaworki do wody są niezbędne, to blat na kuchenkę, wykończeniówka do łazienki (największy wydatek, szafka ze zlewozmywakiem) i to już nie marzą mi się żadne rewelacje z wyższych półek, nie tylko takie najtańsze podstawowe, by było gdzie ręce umoczyć i schować kilka drobiazgów.
Luby na moje gadanie, że należy jechać na zakupy spożywcze, bo lodówka świeci pustkami, stwierdził, że przez kolejne miesiące będziemy jeść naszą nowiusieńką łazieneczkę.
Smacznego, ja zastosuję jakąś dietę :-)

czwartek, 29 kwietnia 2010

28 wiosen

Ważna data do odnotowania.
Dziś mija kolejna rocznica moich urodzin...

Jestem o rok
starsza
mądrzejsza
szczęśliwsza

Od rana słucham SDM ... jakoś tak melancholijnie mi się zrobiło.

wtorek, 27 kwietnia 2010

***

W pierwszej chwili zapomniałam hasła na bloga. No ładnie, tak dawno mnie tu nie było, że nawet dostęp do tego miejsca stał się na krótką chwilę utrudniony.
***
Dlaczego tak rzadko tu zaglądam (powodów jest kilka) ...
Jak zwykle zasłaniam się obowiązkami domowymi - pranie , sprzątanie, gotowanie ... ale to przecież każda z nas ma na głowie, w końcu taki los od pokoleń i zapewne na wieczność mamy przypisany. Teraz niestety (ale bardzo się cieszę) doszedł mi jeszcze jeden wielgachny powód braku cennego czasu, a mianowicie generalny remont kuchnio-łazienki.
Osoby będące na bieżąco powinny pamiętać, że mieszkamy w starej powojennej kamienicy w której moje mieszkanie mieści się na pierwszym piętrze, a łazienkę mamy na dole (do tego co mnie zawsze odstraszało wspólną z sąsiadami) do tej pory było extra, gdyż przez ostatnie pół roku mieszkaliśmy sami więc i łazienka była tylko dla nas. Niestety jakieś trzy tyg. temu wprowadziło się starsze małżeństwo (trzeba więc było się dzielić) ale mimo miłych jak do tej pory układów na dłuższą metę nie widzę dzielenia z kimś obcym wanny, ubikacji i pralki. Do tego przy dwójce małych dzieci co chwilę jest pranie, później będzie, że ja więcej wody zużywam zaczną się niesnaski. Po jednym wspólnym długim wieczorze rozmów doszliśmy z Lubym do wniosku, że zainwestujemy w remont i z naszej big wielkiej kuchni zrobimy dwa pomieszczenia.
No i od tygodnia jest wielka rewolucja. Stawiamy ścianki działowe, podpięliśmy wodę robimy brodzik, wstawiliśmy ubikację, dziś drapanie sufitu i kładzenie wylewki w łazience. Jeszcze kafelki, malowanie, podłączenie wszystkich sprzętów i uff koniec będzie jak w prawdziwym Hausie :-)
***
Paulę w niedzielę wywieźliśmy do dziadków, bo niestety miała wielką potrzebę pomagania w pracach remontowych i co chwila coś nam znikało, to miarka, to pędzel. Później chciała zmywać podłogi gdzie wciąż było pełno pyłu... ach ciągłe upominanie i proszenie odnosiło odwrotny skutek. No i te obiady które muszę gotować w dużym pokoju - troszkę niebezpieczne dla tak żywiołowego dziecka.
Na szczęście było gdzie ją odstawić na jeszcze jeden tydzień - Bo zapewne tyle to potrwa.
***
Wczoraj byliśmy na badaniach audiologicznych słuchu naszej Haneczki w poradni Chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii. Matko kosmos - gigantyczny wielospecjalistyczny ośrodek, mnóstwo dzieci, ścisk, gwar, my z tym maleństwem, kompletnie nie wiem gdzie iść wszędzie kolejki no i mała powinna spać. Niestety po 30 min. postoju w kolejce do rejestracji, następnych 10 przed gabinetem mała otwarła oczy. Buu lewe uszko zbadane prawego już sobie nie dała - płac. Pani kazała wyjść i wrócić jak dziecko zaśnie, łatwo powiedzieć, gorzej wykonać. Chyba 1,5 godziny noszenia, karmienia, odkładania do fotelika, spacerów i tak w kółko Hania oczy wielkie jak 5 złotówki i nie ma zamiaru zasnąć. Wchodzę do gabinetu i tłumaczę, że dziecko nie ma zamiaru spać, na co pani z miłym uśmiechem mówi, że mnie zapisze na inny termin. Tylko, że ja nie miałam zamiaru ponownie przechodzić tego całego horroru, błagam by spróbowała jej jeszcze raz zbadać to drugie uszko. Na całe szczęście Hania wytrzymała.
Co najważniejsze słuch prawidłowy - i nie musimy już tam wracać (oby na zawsze).

***
W piątek zapraszam do siebie do domu (po raz pierwszy) kuzynkę którą chciałabym poprosić o to by została Matką Chrzestną dla naszej królewny. Jakich użyć argumentów i sformułowań by babka wyraziła zgodę? Prawdę powiedziawszy nie mam innej opcji - naprawdę mam tak małą rodzinę, że znalezienie dobrego świadka graniczy z cudem. Nie chciałabym jej błagać, ale sytuacja jest podbramkowa. Z jednej strony chciałabym ją przekonać, a z drugiej boję się, że się zniechęci a co gorsza jakoś zrezygnuje. Niby dziecku się nie odmawia, ale sama wiem, że sytuacje życiowe są bardzo różne. Dziewczyny błagam doradźcie.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Pech Polaka

Miałam się wyspać tej nocy.
Wczorajsza wizyta u dziadków zakończyła się powrotem z pomniejszoną liczbą dzieci. Dziadkowie nalegali by zostawić u nich Paulę.
Nakarmiłam Haneczkę. Łóżko rozłożone. Mąż ewakuował się do drugiego pokoju. Wszystko było na dobrej drodze. Niestety w nocy musiałam się naziębić. Wstałam z bólem w okolicach łopatki. Chodzę dziś połamana, każdy niefortunny, zbyt szybki obrót głową sprawia potworny ból. Nie mogę nawet nosić Małej. Plany na sprzątanie i przepierkę spaliły na panewce. Dzień pod chmurką, od świtu leje, na spacer nie mam szans. Piję więc już kolejną kawę (Ineczkę) i staram się dobudzić, ale bez jakichś rewelacyjnych skutków.
W takich momentach w głowie dudni mi tylko jedno "dlaczego ja mam zawsze takiego pecha".
I tak często bywa, że nie widzę nic pozytywnego, odzywa się ta jedna z uśpionych negatywnych cech Polaków. Spirala nakręca mi się coraz mocniej na negatywne nastawienie do wszystkich i wszystkiego. Na domiar złego słyszę pokasływania u Hanki, a jutro miała być szczepiona. Kurczę jeśli znowu co złapałyśmy, to się załamię.

Święta minęły nam szybko, zbyt szybko. Podjęłam decyzję o chrzcinach. Postaramy się o organizację Ich na ostatni weekend maja. Rodzice Chrzestni - czekam jeszcze na decyzję Matki (niby dziecku się nie odmawia, ale wiadomo, że w dzisiejszych czasach wszystko rozgrywa się wokół kasy).
Buziaki*

piątek, 2 kwietnia 2010

Świątecznie.

Obiecałam sobie, że napiszę już wczoraj z racji przypadającego święta (ale nie aprilis-owego) raczej odnotowania, że nasza Haneczka skończyłą 2 miesiące. Miały być ochy i achy na temat jej postępów rozwojowych. Plany - planami, a rzeczywistość - rzeczywistością.

Po raz pierwszy od tygodnia bez żadnych wspomagaczy nasza mała sama zrobiła kupkę. Problemy brzuszkowe jej nie omijają, mimo mojej ścisłej diety, mimo podawanych kropelek na wzdęcia problem z wypróżnianiem jest i nie chce się odczepić. Czasem Słonko się nam pręży, wygina i z mozołem pierdzi. Szkoda mi jej bardzo bo przez to bardzo niespokojnie śpi.

Uśmiechy są już na porządku dziennym. Tylko przystaną koło łóżeczka a już widzę uśmiech od ucha do ucha i zaczepki bym do Niej zaczęła mówić.
Gadulstwo będzie chyba miała po starszej bo już wyraźnie słychać buu... ału... echu... uch... miota przy tym rączkami i nóżkami. Bardzo pociesznie to wszystko wygląda.

Starsza garnie się do pomocy. Podaje pampersy, zasypki, czasem i smoczek włoży. Uspokaja gdy sama nie mogę podejść. Gdy mówi do małej używa dokładnie tych samych słów co ja, śmiesznie to wygląda, taki szkrab a takie słownictwo.

Ostatni Laryngolog odbębniony. Mamy jeszcze tydzień podawać leki i koniec. Mała zdrowiusieńka jak rybka. Kamień spadł nam z serc, bo mieliśmy już dosyć tych wszystkich ośrodków zdrowia, aptek i leków.

A na koniec, choć może mogłabym na początek ...
Z okazji Świąt Wielkanocnych, składamy Wam najserdeczniejsze życzenia: dużo zdrowia, radości, smacznego jajka, mokrego dyngusa, oraz mnóstwo wiosennego optymizmu.

Pozdrawiamy:-)