piątek, 30 lipca 2010

Puk, puk...

Jestem, a jakby mnie nie było.
Cisza w domu jak makiem zasiał, nie wiem jak ja egzystowałam jak dziewczyn nie miałam ... myśli, to mam z 1000 na minutę ...

Marzę o jednej takiej. Może się uda, do Tychów mam nie tak daleko (a jak nie to przyślą kurierem) teraz tylko jeszcze w odpowiednim momencie należy zrobić "klik" i będzie moja. A później się będę martwić co z nią zrobić.

Przepraszam, że nie odpisuję na waszych blogach, ale dom mam na głowie (niedziela będzie ciut luźniejsza - postaram się udzielić twórczo).
Buziole.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Ojciec.

Posiadam i niestety tyle w tym temacie. Nie mogę z nim pogadać ani o rzeczach ważnych (ma mnie tylko jedną, a niestety nie wie co się ze mną dzieje, że mam rodzinę, a on dwie wspaniałe wnuczki), ani o tych błahych (że przypaliłam ciasteczka - ale i tak były dobre) ... niestety nasze relacje bardzo się pogorszyły kilka lat temu. Powiedziałam wtedy chyba o jedno słowo za dużo.
...I nastała cisza, początkowo była zbawieniem, było mi wszystko obojętne, później wkradło się zatroskanie i obawa ... a dziś.
Dziś jest pamięć o Jego dzisiejszej (kolejnej) rocznicy urodzin.
Bez życzeń, bez kwiatka, bez dobrego słowa.
Szkoda, że jest tak jak jest.

Cisza.

Dziwne uczucie. Słyszę własne myśli, rzadko jest mi to dane. Paula odstawiona do dziadków, przyjechali, spakowali, zabrali, pojechali ... (może nawet na tydzień) dziwnie mi, mała jednak się cieszy i to jest najważniejsze.

Hania śpi - co ja będę robić ... kurczę,
muszę sobie listę życzeń i postanowień sprawić.
Chyba mi fajnie, coraz lepiej, tak bardzo dobrze (czy aby nie wyrodna matka ze mnie?) ... nie chyba nie, takie odseparowanie na troszkę dobrze nam wszystkim zrobi.

Muszę nadrobić relacje Ja - On.
O tak, to priorytet.

piątek, 23 lipca 2010

Nadal upalnie.

W dzień nie potrafię egzystować - upał nadal każdej z nas daje się we znaki. Dobrze, że mam tą łazienkę pod nosem) co jakiś czas chłodny prysznic orzeźwia nasze ciałka. Paula jakoś przekonała się do wody lecącej ciurkiem po ciele, ale nadal nie toleruje mycia i płukania wody pod prysznicem.

Rolety pół dnia mam zaciągnięte, tak by słońce nie nagrzało nam mieszkania, a i tak w domu temp. dochodzi do 30 st.C ale jest dobrze:-)
Zabawy urządzamy w domu (na dwór wychodzimy o ile już musimy)ostatnio hitem stało się stawianie namiotów między fotelami. Paula robi tam wszystko (to jej domek) nie wiem jak ona wytrzymuje tyle czasu na tak małej przestrzeni, ale sama pamiętam wchodzenie pod stół z kocem (głównie wieczorami) obowiązkowa była latarka - zabawa na kilka dobrych godzin.

2 ząbek Hani jest już na wylocie - lada dzień pokaże nam się kolejna perełeczka.
Początek weekendu zapowiada nam się raczej smętnie, po za jutrzejszym popołudniem:-)

czwartek, 22 lipca 2010

*

Jestem. Jesteśmy.
Chwilowe problemy ustały z nadejściem słoneczka.
Mam nadzieję, że nie powtórzą się ciche dni (a raczej godziny) i te niedomówienia.

Niestety często w moim (naszym) życiu wiele rzeczy rozbija się o kasę. Życie kręci nam się wokół niej, tym za co kupić, czy zapłacić, na co wydać, kiedy oszczędzać itd.
Niestety nadal gonimy ten pieniąc, a on bardzo sprytnie nam ucieka.

Dziewczynki nadal radosne (choć starsza stara się zagarniać jak najwięcej dla siebie - czyżby kolejny bunt? Młodsza ma ostatnio dni i noce bardzo napięte - wyżyna jej się drugi ząbek).

PS. Waga Hani - 7700. Jest co nosić.

piątek, 16 lipca 2010

Ulga.

Słodki i ciepły zapach... deszcz + wiatr...
Nareszcie. Jak mi dobrze.

Hania śpi.
Paula ogląda Przyjaciół.
Luby pojechał po coś miękkiego, niebieskiego... tak się cieszę:)

środa, 14 lipca 2010

Karaiby...

...albo inne ciekawe ciepłe miejsce.
Najlepiej domek z wyjściem na plażę (ale taką prywatną) morze,
ja dziewczynki i ON. Kurczę te marzenia
... a w myślach nutka.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Ta ostatnia niedziela.

...była piękna (w najlepszym wydaniu) jeszcze w sobotę miałam inne plany odnośnie kolejnego dnia, a tu proszę. Luby czasem potrafi mnie zaskoczyć (och tak pozytywnie) ...

Popołudnie spędziliśmy przy grilu. Były szaszłyki (bez patyczków-które nie wiem kiedy i gdzie wyszły), była kiełbaska z przyprawami, były i żubry (nie dwa) małe stadko. Grzecznie, miło i poprawnie do 20,00 ... bo finał ... Obstawiałam tych drugich, jednak pierwsi byli lepsi.

Dziewczyny szalały. Starsza (dzięki uprzejmości sąsiada) dobre kilka godzin urzędowała we wraku samochodu - jak widać - zakazane zawsze smakuje najlepiej. Raj. Przecież i tak nic już tam nie zepsuje, ciężko było ją ściągnąć do domu. Choć grzecznie wróciła, nikt zapewne nie chce widzieć w jakim stanie było ubranie.


Młodsza grzecznie siedziała tam gdzie się ją posadziło (Fisher jak na razie naszym najlepszym przyjacielem), jeszcze miesiąc dwa a sama będzie urzędować w tym piachu (szkoda, że lato będzie już za nami) ... a co tam znajdziemy inną alternatywę. Dziąsła nadal opuchnięte, ale drugiego ząbka ni widu ni słychu (choć słychać ją jakby więcej) pojawiło się rozdrażnienie i ślinotok może związane to wszystko z ząbkowaniem.

Czekamy na kolejną upalną niedzielę i powtórkę z rozrywki, niech ta nie pozostanie pierwszą i ostatnią.

Cudnie.

Takiej niedzieli jeszcze nie było. Już o 9 rano byliśmy w drodze nad jeziorko. Po raz pierwszy po za domem w większym gronie, gdyż zabraliśmy Wujka K. Było bardzo miło. Kocyk pod drzewami, miły wiaterek od strony wody, ciepło, bardzo ciepło.


Paulina najchętniej siedziała by cały dzień w wodzie. Obawiałam się jednak poparzenia słonecznego, więc dozowaliśmy jej wrażenia na kilka tur. Nad samą wodą nie byłam - zbyt wielki tłum, Hania jeszcze nie jest na tyle stabilna by z nią po wodzie brodzić, tym bardziej, że nikt tu nie uważa na takie maleństwa. Wokół pełno rozstawionych grilów, pikniki na całego, ludzie z psami (po co takie wielkie bydle zabierać ze sobą i wiązać do drzewa) ujadało to, to tylko. Szkoda słów, nie narzekam, bo było idealnie. Dobrze, że wujcio obfotografował chrześnicę, będzie pamiątka:)

Wróciliśmy szybko bo już na Kubicę (szkoda, że bolid spaprał sprawę) ... ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Grilowanie i u nas było, a co...

czwartek, 8 lipca 2010

One dwie :-)

Można je zobaczyć o TU

środa, 7 lipca 2010

Śmieciarz.

Och jak żałuję (naprawdę bardzo mocno), że nie jestem śmieciarzem.
Znosiłabym do domu wszystko (prawie wszystko) co ludzie wyrzucają....

A dziś miałam niesamowitą okazję być w posiadaniu starego lustra (najprawdopodobniej do łazienki) może pochodziło z jakiejś toaletki bo nietypowo ścięte, ale i tak piękne rzeźbione i niestety zbyt masywne bym mogła je targać, a byłam z dziećmi. Jaki chaos panuje w mej głowie, już widzę gdzie by wisiało (oczywiście po renowacji) ale i tak wszystko co staroniemieckie (na odwrocie jakieś pięknie pisane zdania - może etykieta zakładu w którym było produkowane?)
No jak ja teraz żałuję, to wiem ja tylko ja.

A na koniec początek rozpier..... w remontowanym mieszkanku.

wtorek, 6 lipca 2010

A ja rosnę i....


Chmurnie za oknem więc mamy dziś domowe prace ręczne.
W ruch poszła plastelina,kredki, oraz spadające małpki i sznurkowe wiązałki (o tym może jutro) ...
Paula osiągnęła pułap 90 cm.
...
W pracy zerwany stary parkiet oraz powstała wielka dziura z jednego pomieszczenia do drugiego.

Dzieje się, dzieje.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Relacja

Napisałam takiego pięknego posta i...., że tak napiszę dupa. Nie wyświetlił się, na dodatek nie zapisał i jakoś tak skasował, jak pech to pech.

Piękna słoneczna pogoda umiliła nam bardzo urodzinowy pobyt na imprezie pod jabłoneczką. Dziewczynki na dworze czują się jak rybki w wodzie. Dwudniowe świętowanie jak zwykle za szybko się skończyło, bardzo żałujemy (chyba wszyscy), że podobnych okazji do wspólnie spędzonego czasu każdemu nam brakuje. Jakoś tak się już utarło, że każdy goni za swoim i nie patrzy na boki, a szkoda...




Dziś (nareszcie) rozpoczął się remont u syna pana W.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, a klient będzie zadowolony z postępów (to mam taką cichą nadzieję) że posypią nam się kolejne zamówienia.
Zmykam do pichcenia:)

sobota, 3 lipca 2010

Weekendowo pozadomowo.

Dziś (naste) urodzinki mojej kochanej babci. Popołudniu rodzinką spotykamy się na działce, by wspólnie świętować. Pogoda wyśmienita, mam nadzieję, że utrzyma się tak przez cały weekend, gdyż mamy w planie zostać u dziadków aż do niedzieli. Może uda mi się zrobić kilka zadowalających fotek, działeczka o tej porze roku obfituje w piękne widoczki, choć po tegorocznych ulewach wiele krzewów nie obrodziło w piękne kwiaty.
4 lipca wybory - idę - mam nadzieję, że wygra pan K....i. To moje trzecie świadome wybory głowy państwa ... Och oby tym razem wyszło na moje:)
I na koniec.
Miało być video ze wspólnej zabawy (ale chyba za duże rozmiary mi się tworzą) ...
Będą moje małe śpiochy.

czwartek, 1 lipca 2010

5 miesięcy.


Jak ten czas leci. Nasza mała solenizantka rośnie nam w zastraszającym tempie, uczy się błyskawicznie nowych umiejętności. Potrafi nieźle przewracać się z plecków na brzuszek, sprawnie łapie grzechotki, smoczkiem tak manewruje, że zawsze trafi nim odpowiednio do buzi. Pięknie zajada łyżeczką marchewkę, ziemniaczka a od dziś dochodzi mięsko, nie grymasi przy tym, a wręcz przeciwnie domaga się więcej i więcej. Niestety nie wiem ile obecnie waży, ale ubranka zakładamy już na 74-80 w zależności od firmy, wszystkie maleństwa idą w odstawkę, a wielu rzeczy nawet nie zdążyła raz założyć. Nadal niepewnie czuje się w wodzie, niby lubi kąpiele, ale zawsze leży w wanience z dużą rezerwą i niepewnością w oczach, może jak już będzie siedzieć, kąpiel stanie się większą przyjemnością. Gaworzy pięknie przy tym plując, czasem patrzy na mnie gdy wypowiadam jakieś słowo tak jakby je kodowała, ciekawe co sobie takie dziecko myśli...
Zasypia sama (w większości przypadków) bez problemu we własnym łóżeczku i na brzuszku, uwielbia tę pozycję, potrafi tak spać całą drzemkę, lub jeśli zasypia na pleckach to po jakimś czasie i tak wraca do pozycji brzuszkowej. Lubi podróże wsiadając do auta zasypia po 5 min. przejażdżki w w wózku ją fascynują lubi patrzeć na drzewa, budynki, nie lubi ostrego słońca zawsze na nie kicha :) Pierwszy ząbek już jest, kolejne pchają się do wyjścia, gdyby nie żel i nurofen pewnie bardzo by cierpiała. Po za tym mam bardzo pogodne dziecko, nie płacze (chyba że coś boli) uśmiecha się do wszystkiego, w głos raczej do taty, który nie wiem jak to robi ale zawsze potrafi doprowadzić ją do rechotu.