środa, 29 grudnia 2010

Baba przy desce - chłop niańką.

Serio. Dwie godziny prasowania. Mam dosyć, mimo, że kręgosłup później nawala, to z każdym kolejnym body, czy koszulką czułam większe odprężenie. Uświadomiłam sobie, że taka praca mnie odpręża. Może to za duże słowo, ale czuję, że to taki czas dla mnie (tylko dla mnie) dziewczyny mają zakaz podchodzenia z racji możliwości poparzenia, więc zająć się nimi musi Luby, wtedy zwykle lądują w małym pokoju i już po minucie słyszę słodki rechot dziewczynek. Nie wiem jak on to robi, ale potrafi tak zająć je zabawą, że aż im (jemu) tego zazdroszczę. Ma z nimi świetny kontakt, a tak rzadko wykorzystuje swoje możliwości, raczej trzeba go namawiać do chwili z dzieciakami.
Ale tak czy siak we wczorajszy wieczór nadrobiłam wszystkie zaległości w prasowaniu.

PS. Hania od 24,12, stawia sama swoje "pierwsze" kroczki (na razie 2-3) ale ćwiczymy.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

:*

Święta, Święta i po....
Było cudnie.


czwartek, 23 grudnia 2010

Świątecznie.

Hania nadal robi luźne kupki - kolejna wizyta w środę. Mamy małą obserwować.
Choinkę ubieramy wspólnie jutro - już nie mogę się doczekać.

To ostatni moment na chwilę dla siebie (Hanulek śpi, Paula ogląda Puchatka) ...
Życzę Wam więc, aby te święta były dla każdej z Was wyjątkowe i magiczne.
...nie będę oryginalna ale...
Wesołych Świąt! Bez zmartwień, z barszczem, z grzybami, z karpiem, z gościem, co niesie szczęście! Czeka nań przecież miejsce. A w Święta niech się snuje kolęda i gałązki świerkowe niech Wam pachną na zdrowie.

Do zobaczenia po świętach.



wtorek, 21 grudnia 2010

tatatatata

.... i tak na około przeplatane kokoko i laaaa.
Byłyśmy na kontroli, kolejna wizyta w czwartek, jeśli biegunka nie przejdzie, mamy się zgłosić do szpitala (no rewelacja) . A i jeszcze dodam, że głowa mnie boli cholernie i mam śliczny katar. 12 potraw nie będzie, powonienie poszło sobie daleko kiedy wróci nie wiem, ale Iczka napisała, że Co tam, co się zrobi to się zrobi a co nie, no trudno... trzymać się będę tej zasady.
Całusy.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Przedświąteczny czas.

Przedświąteczny tydzień rozpoczęty. Od dziś wolne w pracy, Luby niestety szlifuje ostatnie mieszkanko - zapewne ten cały zawrót głowy - będę przechodzić samotnie.

Zaczęłam od sprzątania. Kuchnia + kącik przedpokojowy. Niestety jesteśmy posiadaczami pieców kaflowych i ci co w temacie, to wiedzą, że piec + węgiel + popiół to niekończący się bałagan. Choćbym nie wiem jak bardzo dbała o porządek, zawsze się coś naniesie.
Wiem, że z całym ogarnięciem mieszkania nie zdążę, więc sprzątam tylko fronty. Niby czysto a jednak bajzel, ale co tam, okna zaczekają, a w szafy nikt zaglądać nie musi.
Odgrzebałam się (z czego jestem niezmiernie dumna) już ze stosem brudnego prania, teraz czeka na mnie "ulubione" prasowanie.

Hania po za biegunką, wykazuje pełne oznaki zdrowia. Na dowód muszę się przyznać, że tego posta piszę z przerwami już trzecią godzinę. Dziesięciomiesięczny szurgot nie daje mi chwili wytchnienia, oczy należy mieć wszędzie i przewidywać każdy kolejny ruch małego złotka.
Jutro kontrolna wizyta u pediatry.

sobota, 18 grudnia 2010

Panikara.

Lekarze jak zwykle nie są mi przychylni. Ze wczorajszej rozmowy z panią doktor(owszem kompetentna) wywnioskowałam (dało się wyczuć), że panikuję niepotrzebnie. Stwierdziła, że Młodsza zapewne ząbkuje, bo ma obrzmiałe dziąsła (ha, to i ja wiem, bo wszystko pcha do buzi) zapewne dlatego ma podwyższoną temp. (39, 4 to dla mnie już stan alarmowy, a nie podwyższenie, ale nie będę się kłócić) z tego samego powodu może mieć i biegunkę, bo to jedno z drugim się wiąże. Mój wyraz twarzy skłonił ją jednak do wypisania recepty na lek (chyba wciska go każdemu zdesperowanemu rodzicowi, bo jest na wszystko - czyli biegunkę, katar i na oskrzela, tak zapobiegawczo) no nic podziękowałam. A co do Pauli to obejrzała dokładnie, dała dwie naklejki "dzielnego pacjenta" i odesłała z oznajmieniem, że dziecko nie wykazuje oznak żadnej choroby.

Noc przebiegła nam w miarę bez rewelacji temperaturkowych (raptem lekkie ponad 37) ale od rana biegunka na całego, nie wiem czy to po leku. Niby płyny pije (mleko i herbatki) ale stałych posiłków odmawia, nawet tartego jabłka nie kosztuje. Wszystko co podawane łyżeczką jest fuj.
We wtorek do kontroli, tylko jeśli nadal taka biegunka i co 20 min. zmieniam papka to dziecko mi się odwodni. Nienawidzę takich sytuacji podbramkowych.
O świętach nie myślę.

piątek, 17 grudnia 2010

Dopadło nas.

Niestety nie mogło być dobrze. Cholernie zła jestem. Na 12 idę z dziewczynkami do lekarza. Paula cały wieczór wymiotowała, nie wiem wirus, czy coś zjadła. Hania natomiast dostałą temperatury 38, a w nocy podskoczyła do 39... rano biegunka i całe ciałko ciepłe.
Nic tak bardzo nie boli jak widok cierpiącego dziecka, a ja mam tego złego podwójną dawkę - ręce po prostu opadają.

PS. Dziękuję za miłe słowa pod poprzednimi postami.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Przedświąteczne porządki nie dla mnie.

Święta za pasem a ja we wszystkich dziedzinach życia siedzę daleko w polu.
Mój ambitny plan posprzątania całego mieszkania padł (w ostatni weekend zabrałam się za łazienkę) brodzik doprowadziłam do jako takiej przyzwoitości wizualnej i na tym się zakończyło.
Syfon w umywalce nam się (sam) popsuł więc dziś szanowny Luby będzie na nowo robił bałagan.
Na oknach mamy wieczną rosę lub dla odmiany szronowe kwiaty gdy spada temperatura, więc z myciem okien i zmianą firan czekam do ostatniej chwili.
Chciałam zrobić adwentowy stroik, niestety nie zdążyłam, może choć choinkę uda nam się w porę ustroić.
Klamka też zapadła odnośnie naszej lokalizacji na tegoroczne święta. Ojciec Lubego będzie niepocieszony (choć zapewne będziemy mieli obrobione tyłki w całej rodzinie, że nie przyjechaliśmy) wisi mi to.
Od bodajże 6 lat spędzimy je w "naszym" domu. To będą pierwsze święta w takim gronie, sami dla siebie. Mam nadzieję, że uda nam się przeżyć je tak jakbym sobie tego życzyła, czyli bez niepotrzebnych potyczek słownych, w atmosferze .... ach same wiecie jak:-)

Klientów na sklepie brak, chyba pogoda ich odstraszyła, wieje i prószy non stop.
Dzięki temu udało się coś napisać.
Całusy.

wtorek, 7 grudnia 2010

Witajcie

8.00 To jedyna godzina w której udaje mi się legalnie otworzyć tego bloga.

Niestety jestem tak zapracowana, że nie mam czasu na spokojne napisanie notki, a tyle się dzieje.
Cieszymy się wszyscy znakomitym zdrowiem, dziewczynki rosną jak na drożdżach, powinnam napisać o postępach Hani ale jest tego zbyt wiele. Paula chodzi z nianią na roraty (bardzo jej się podoba wieczorne spędzanie czasu po za domem) uwielbia swój lampion, przez pierwsze dwa dni nie pozwalała go wyłączyć, zna już chyba z 15 piosenek i kilka wierszyków, pamięć ma niesamowitą i jest taka bystra, patrząc na nią nie wierzę, że ten czas tak szybko leci.

A ja. Pracuję, sklep to mój żywioł, czasem zawitam na jakąś hurtownię, czasem spotkanie w biurze rachunkowym, ale głównie to dzień nie różni się od dnia, monotonia nas dopadła, pod chyba każdym względem. A z Lubym wiele spraw przemilczamy, czasem coś odchodzi w zapomnienie, czasem boli pod serduszkiem. Ach życie...