czwartek, 11 sierpnia 2011

Aparat w dłoń !

Biegamy z aparatem wszędzie gdzie się tylko da, no i o ile nasze akumulatorki są sprawne. Niestety tych naszych słonecznych wakacyjnych zdjęć było bardzo mało. Nadrabiamy więc zaległości.



I moje ulubione...



wtorek, 9 sierpnia 2011

Aaa... boli.

W piątek odwiedziłam mojego ukochanego dentystę. Leczę te swoje zęby już 4 miesiąc i końca nie widać. Ostatnio okazało się, że ząb który sporo czasu był już na tzw. wylocie, tego dnia doczekał końca swego żywota. Pani wyrwała i wszystko miało mieć szczęśliwe zakończenie. Niestety gdy zastrzyk zwiotczający przestał działać pojawił się ból i trzyma mnie do dzisiaj. Nie mam apetytu, posiłki rodzinie tworzę z pamięci, bo nic mi nie smakuje. Ciepłego do ust nie wkładam, przez co stałam się senna, bo moja ulubiona kawa poszła w odstawkę. Najgorzej jest w nocy, spać nie mogę, robię sobie jakieś zimne okłady, szprycują się Apapem i czekam do kolejnej wizyty (02.09)

Dziewczyny maltretują całymi dniami swoje nowe "kredki". Dziś mamy super pogodę więc pewnie wybierzemy się ze sztalugami w plener.



czwartek, 4 sierpnia 2011

After...

Dziś krótko - jutro wizyta dziadka.

***

Meble z przeceny za całe 5 zł. wcale nie były takie złe, jak początkowo wyglądało to na zdjęciu. Jak bym się "mocniej" uparła to prócz tej szafy którą dziś postawimy w pokoju dziewczynek dostałabym cały segment. Jednak mam sentyment do mebli Czarodzieja, spędziłam przy nich wiele późnych wieczornych godzin z wałkiem i kuwetką. Paula była wtedy taka malutka jak teraz Hania i bardzo chciała pomagać w całej operacji, przez co zmuszona byłam do malowania po nocach. Efekt może nie piorunujący, ale liczy się fakt, że mogę z nimi robić wiele kombinacji stawiać do góry nogami a i tak zawsze wyglądają przyzwoicie.

A co do "nowej" szafy. Nareszcie powieszę te wszystkie sukienusie w pionie, może w końcu uda mi się okiełznać ten ciągły nieład, przynajmniej w szafach u dziewczyn.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Ach...

-...dziś wrócę później...
-...nie szykuj na mnie, odgrzeję sobie ten obiad, jedziemy na hurtownię...
-...muszę iść na pomiar, spóźnię się trochę...
-...mamy zamówienie, dziś...(tak dziś wrócisz później)

Coraz częściej zdarza mi się słyszeć te, lub podobne słowa z ust mojego Lubego. Niby wiem, że dzięki temu mamy jako taką płynność finansową, ale coraz bardziej jest mi z tym ciężej. Ta pustka w domu, ciągłe zerkanie na wskazówki zegara, wizyty z dzieckiem na rękach przy oknie i tłumaczenia, tatunia niedługo wróci. Ale to niedługo, czasem bardzo przeciąga się w czasie, a później widzę tą zmęczoną twarz, zawijanie widelcem po talerzu z prędkością światłą i kimanie na fotelu, bo niby on wcale nie jest taki zmęczony by jeszcze iść spać, ale oczy same mu się zamykają. Ostatnio więcej tematów przez telefon załatwiamy niż w cztery oczy.
Ach...