środa, 20 stycznia 2010

Pakowania do szpitala ciąg dalszy.

"Milczenie jest złotem" ... podobno, ale martwi mnie, że coraz więcej dziewczyn ucieka z blogowego zakątka, co się dzieje?

A u Nas....
Nadal pakuję torbę. Wydawało mi się, że już wszystko mam, a ciągle coś dokładam i przepakowuję w coraz to większą. Jak tak dalej pójdzie to pojadę z plecakiem ze stelażem... a i ciekawe jak zareagowałby personel szpitala na taki widok.
Jeszcze kilka drobiazgów muszę dokupić ( mała woda niegazowana, jakieś biszkopty do podjadania po porodzie - pamiętam, że przy Pauli byłam okropnie głodna już po..., dezodorant, pasta, szczoteczka, kapcie, szlafrok, Telefon komórkowy z wolną pamięcią na pierwsze zdjęcia, Książka - krzyżówki - czasopismo ... co do tego jeszcze nie wiem co wybrać, osłonki silikonowe do karmienia i krem na popękane brodawki, obie rzeczy muszę kupić) pewnie coś jeszcze się znajdzie. Kilka z tych wymienionych mogłoby już lądować w torbie, ale mam po jednym egzemplarzu a np. szczoteczki nie chciałoby mi się 2 razy dziennie wyjmować i wkładać do rej torby, tak samo kapci no przecież po domu w czymś trzeba chodzić... a i tak znając moje zorganizowanie, czegoś zapomnę i Luby będzie musiał dowozić. do tego dochodzi torba z ubraniami i kosmetykami dla Pauli która na czas porodu i pobytu w szpitalu zostaje oddelegowana do dziadków - Luby sam nie będzie mógł z nią zostać, no i jeszcze jedna pakowna torebeczka dla maluszka z ubrankami i wszelkimi "pierdołkami" na czas wyjścia i kilkunastodniowy pobyt w "domowym spa" moich dziadków. Także będzie tego sporo. Ale o tym "spa" może jutro.

Brak komentarzy: