sobota, 26 lutego 2011

A najczęściej bywa tak.

Dzieci czymś zająć należy więc...

kartka, kredki, szablon i....zaczynamy.


Jeszcze tylko nożyczki

i... et voilà.


Całusy weekendowe.

piątek, 25 lutego 2011

Apogeum (czy to już?)

Dobra, ja wiem, że za oknem zimno i jeśli się posadzi dziecko na czterech literach w domu przez kilka dni, to skutki tego mogą być opłakane. (Wiem zdanie do dupy, ale co ja poradzę jeśli się na niczym skupić chociażby przez ułamek sekundy nie mogę) ...

Paula dostała chyba owsików, biega po mieszkaniu jakby jej ktoś piąty bieg włączył. Muszę tu nadmienić, że dom zaścielany wszystkimi zabawkami, które i tak po chwili się nudzą i do użycia dochodzą koce, poduszki, pojemniki wszelkiego typu, a nawet i wiadro na odpadki i pogrzebacz, a co, groch z powidłem. Jakby tego było mało, po chwili słyszę "nudzę się mamo", genialnie! Ja nie wiem za co się złapać, podstawowe obowiązki olałam już jakiś czas temu, wolę nie myśleć o przyszłym czwartku, może wpadną goście. Wrrr. Hania ślicznie wtóruje siostrze, tym swoim kaczuszkowym chodem podąża krok w krok za Paulą, tu zrzuci książki z półki, tu weźmie na skosztowanie węgla, no horror mam w chałupie na maxa. A jak ją już wsadzę na moment do łóżeczka, aby choć fizjologiczne potrzeby załatwić, to momentalnie włącza swą syrenę i wyje w niebo-głosy.
Ratunku!
To tyle z pola bitwy, bo drugi front nadciąga.
Pisałam do was Ja - zdesperowana matka.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Bezglutenowe ciasteczka.

Przepis (bardzo prosty)
1 szkl. mąki kukurydzianej / można zastąpić pszenną
0/5 szkl. cukru pudru
1/4 kostki dobrego masła

1 żółtko

1 pł. łyż. proszku do pieczenia

+(tu dowolność)
może być szczypta cynamonu, przyprawa do pierników, ekstrakt wanilii, itp.

Wszystkie składniki zagnieść w jedną masę, rozwałkować i wycinać kształty (u nas sprawdziły się foremki po ciastolinie) pieski, gwiazdki, itp. Na koniec posmarować lekko wierzch ciasteczek białkiem. Wyłożyć na posmarowanej tłuszczem blaszce, zapiekać ok. 10/12 min. do zrumienienia.
Finito.
Nie podaję czy piekarnik uprzednio miał być nagrzany czy nie. Niestety nie wiem tego, nasze były pieczone w prodiżu z powodu braku odpowiedniego sprzętu.
Ciastka zniknęły w mgnieniu oka, najważniejsze, że Haniulkowy brzuszek znosi je znakomicie (nasz również)
:-).

czwartek, 17 lutego 2011

52 historie o zwierzętach - Ewa Mirkowska

Dziś o miłości do książek.
Nie pamiętam kiedy rozpoczęła się nasza przygoda z książką. Na pewno jeszcze przed pierwszymi urodzinami, były to krótkie historyjki "Pieseczek" i "Koteczek" Urszuli Kozłowskiej.
Wiem jednak jak to pewnego dnia trafiłam na 52 historie o zwierzętach .


Niestety nie wiąże się to z miłym wydarzeniem. Dokładnie rok temu Hania trafiła do szpitala na patologię noworodków. Niestety nie mogliśmy się długo nią nacieszyć w domu, okazało się, że będąc jeszcze w szpitalu tuż po urodzeniu nabawiła się zapalenia płuc i już w 8 dobie życia trafiła na oddział zamknięty.
Chcąc wynagrodzić starszej latorośli brak mamy i małej siostry wstąpiłam do księgarni, wyszłam z książką. Tak o to w naszym domu pojawiły się historie o zwierzętach.

Jedną z ulubionych opowiadań bardzo długo pozostawał Dom dla Turlututu, o małym żółwiku który pewnego dnia zgubił skorupę, niestety prowadzi bezskuteczne poszukiwania swojej zguby. Na całe szczęście z pomocą przychodzi Pies policjant i jak to w każdej bajce wszystko kończy się szczęśliwie dla małego bohatera.
Cała książka rewelacyjna.
Piękne ilustracje p. Lago do każdej z opowieści zachęcają dziecko do dłuższego skupienia.
Mojej (wtedy 3latce) książeczka bardzo przypadła do gustu głównie ze względu na te rysunki.
Większość opowiadań znam(my) już na pamięć, ale nadal często na dobranoc Paula prosi o swojego Turlututu.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Lubię gdy...

...większość rzeczy układa się po mojej myśli, już nie oczekuję, by każdy plan czy życzenie było zrealizowane w 100%, ale bardzo cieszy mnie gdy choć mała część okaże się sukcesem.
Liczę na pozytywny wynik w candy (a nóż szczęście uśmiechnie się do mnie) uwielbiam tidlowe króliczki - choć pluszowych zabawek dziewczyn pozbyłabym się natychmiast, robi się przy nich tyle bałaganu i ten kurz, brrr. Niestety jest kilka pozycji nie do przeforsowania, m.in. te pluszaki. "nie odbieraj dziewczynkom przyjemności" czy jakoś tak usłyszałam pewnego dnia "nie pamiętasz jak sama byłaś dzieckiem" ... fakt. Przeczytałam gdzieś, że dziecko nie uznaje bałaganu za to samo co dorosły, ono po prostu układa swoje rzeczy, a że dla nas jest to bałagan no cóż to już inna filozofia.
Hanka uwielbia zrzucać książeczki z półek, myślałam o zamontowaniu jakiegoś ogranicznika, później o wiszącym regale, na nic to chyba wszystko (wyrośnie kiedyś) na razie upycham wszystko w niewidoczne i niedostępne miejsca. "Lubię też" jak Hanka intensywnie uczestniczy w rysowaniu, Paula pięknie zajmuje się malunkiem, Hanka podbiera jej kredki z pojemnika i za chwilkę cały pokój dziewcząt w kredkowym dywanie.
I ostatni pomysł, taki cicho sza ale już niebawem (jakieś 10 mies.) a mianowicie... Myślę o łóżku piętrowym dla dziewcząt, będzie troszkę z tym kłopotu, bo dolne łóżko chcę szersze, górne standardowe, no i pochyłą drabinkę. Tak więc Luby będzie sam tworzył, zainwestujemy tylko w dobre sprężynowe materace (koszt jak dla mnie nieziemski, więc zbieranie na nie już niedługo rozpocznę), no i nie mogłabym pominąć pojemników pod łóżkiem takich na kółkach, by w jednym była pościel w drugim miejsce na "szpargały" ... otaczamy się tym z każdej strony, chlewik nam rośnie a miejsca pomału zaczyna brakować. A na domiar złego niestety mam w domu pana któremu wszystko się przydaje, Paula niestety erbnęła (po noszymu odziedziczyła) to po nim.
Ale wracając do mojego lubienia.
Usłyszałam wczoraj przebąkiwania kwiatowe, że znów powinniśmy mieć "kwiecisty" domek, że wypadałoby zrobić parapety (matko uśmiechnęłam się gdzieś tam głęboko w środku) jak to dobrze, że czasem pewne kwestie przemilczę, Luby wpadł na pomysł (tak mu się tylko wydaje) a ja już nie mogę doczekać się tych białych ceramicznych doniczek ... tylko te paskudne stare okna. Jak ja nie lubię starych, zaniedbanych chałup.

Kurczę jakoś dziś o wszystkim - słońce za oknem mamy piękne więc i pomysły w głowie się mnożą. Już nie mogę doczekać się tych marcowych prac na dworze. Ale ciii, bo jeszcze Luby nic nie wie.

piątek, 11 lutego 2011

Biblioteka.

Mamy z tym problem, bo oboje jesteśmy zameldowani (figurujemy) w dwóch innych miastach, niestety żadne z nas w mieście docelowym w którym przebywamy "na stałe" ... pewnego dnia wymyśliłam sobie, że moje dziecko (starsze) mogłoby poszerzyć wiedzę z literatury dziecięcej. Biblioteczkę domową mamy sporą, lecz każda z książek przeczytana milion tak już nie cieszy jak za pierwszym razem. No i pojawił się problem, bo zapisać do biblioteki mogą się jedynie jednostki zameldowane na terenie miasta, dobrze, że mamy zaprzyjaźnionego wujka.

Dziś pierwsze wyjście. Ciekawe co sobie Paula wybierze.

czwartek, 10 lutego 2011

Ja tylko na chwilkę.

Nie udało mi się upilnować lasek od samego początku i niestety mam za swoje.
Od kilku dni ulubionym miejscem do zabaw jest wnęka szafy, jak się raz dziecku pozwoli...efekt jest taki.


A naszym ostatnim hitem są pojemniki na zabawki z "oznaczeniami" ale o nich innym razem, bo wybieramy się na spacer.
PS. Okres jest. :-)

wtorek, 8 lutego 2011

Od okresu do okresu.

Witajcie dziewczyny.
Muszę się wam przyznać, że od kilku dni chodzę jak struta.
Blog jest zamknięty więc wam jako pierwszym napiszę...
Jakieś 5 dni spóźnia mi się @ i jak do tej pory wmawiałam sobie, że to przez tą imprezę urodzinową która mnie czeka, ale lodówkę zdążyliśmy już całą wymieść ze wszystkich frykasów, ze wszystkich balonów uciekło powietrze, nowe zabawki stoją w kątach, a mojego okresu nadal nie ma.
Omijam aptekę szerokim łukiem, nie dopuszczam (na razie) myśli, że mogłabym zostać ponownie mamą i co gorsze mam doła, bo robiąc sobie szybką listę wszystkich za i przeciw, wychodzi mi na to, że do ponownego macierzyństwa wcale mi nie śpieszno.
I co teraz....?
PS. Długo myślałam czy to opublikować.

czwartek, 3 lutego 2011

A dziś u nas...

Wstyd się przyznać ale Paulinka zna tylko duże drukowane litery. Jest bardzo oporna w poznawaniu liter i liczb, a może to moje techniki "nauczycielskie" zawodziły. Znalazłam fajny sposób na dopasowywanie o TU, choć podawane są tam przykłady całych słów. My jesteśmy w epoce kamienia łupanego. Ale pierwsze sukcesy są:-)








Hania natomiast od jakiegoś czasu jest na etapie chowania wszystkiego w pojemniczki. Dobrą (niedrogą) zabawką stało się puste pudełko po herbatce oraz korki których u nas dostatek.... bo.... zachęceni przez naszą nianię (kurczę złoty młody człowiek) zbieramy na przyjazną akcję "koreczek na domeczek" mało to kosztuje a może bardzo wiele pomóc.
Tak więc o tak... Hania ślicznie zbiera swoje koreczki:-)

I na koniec coś ekstra... Mama w pełnej krasie.
PS. Rąk nie mam, bo według autorki są schowane za plecy... Oczywiste to przecież:-)

środa, 2 lutego 2011

Silna będę.

Niestety nasze problemy z Haniowym brzuszkiem nie minęły.
Czytam, ciągle czytam o objawach nietolerancji glutenu oraz o (jak dla mnie) mega strasznej chorobie jaką jest Celiakia ,niestety wiele wskazuje na to, że Małej nie podchodzą produkty zawierające w sobie gluten.
Nie potrafię wam opisać jakie straszne konsekwencje i spustoszenie w organizmie może wyrządzić ta choroba, bo mi samej włos jeży się na głowie, a wystarczyło zrobić badanie genetyczne zaraz po urodzeniu i byłabym pewna czy dziecko ma predyspozycje do bycia celiakiem. Mam tylko nadzieję, że w naszym przypadku to tylko nietolerancja i z czasem nam minie. Swoją drogą nie wiem dlaczego nie wykonują takich badań standardowo każdemu noworodkowi. Teraz brniemy po omacku przez tą dżunglę, bo każdy posiłek musi być przemyślany, każdy produkt sprawdzony czy aby nie zawiera w sobie glutenu. Ostatnio dałam Małej kilka skubnięć swojej bułki "pszennej" oczywiście od razu oddała mi ją w postaci 3 luźnych stolców.

Danie na dziś...
Marchew pokrojona w kostkę
Groszek z puszki (lekko przepłukany)
Jajko
Kaszka kukurydziana wg uznania
Masło extra
Przyprawy: nie są obowiązkowe oregano, czosnek cukier do smaku

Marchewkę i groszek gotujemy do miękkości dodajemy łyżeczkę masła gotujemy jeszcze jakieś 5min. Osobno gotujemy całe jajko w skorupce (do potrawy potrzebne samo żółtko). Na patelni podsmażamy lekko masło z kaszką kukurydzianą łączymy wszystko razem dodajemy przyprawy. To tyle.


Hania je wszystko spapkowane.
Fotka w fazie "przed użyciem melaksera".

Całusy kobietki.

wtorek, 1 lutego 2011

Roczek.

Na swoje pierwsze urodzinki Hania pomaszerowała sama.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO SKARBIE.
Niestety dziś nie jestem w stanie nic więcej napisać.