piątek, 29 października 2010

Piątkowo.

Dziewczynki rosną mi jak na drożdżach, zima idzie a ja nie mam fajnej zimowej kurteczki dla Hanulka. Od tygodnia nasz Osesek ma już 4 ząbki trzy dolne(w tym lewa dwójka) oraz jedną lewą górną jedynkę. Wraz z wyżynaniem przeszłyśmy przez 3 dniowy weekendowy koszmar z wysoką temperaturką. Z nowości obiadowych mała uwielbia brokuł. Niestety ciągle brakuje mi chęci na gotowanie, a zamrażanie bądź też pasteryzowanie słoiczków nie wchodzi w grę, kiedyś próbowałam i całą partię szlag trafił. Płynnie pokonuje już każdą przeszkodę, wspina się przy meblach, stołkach, kanapie. Stoi bardzo twardo na nóżkach, ale nie ciągnie ją do chodzenia (puszczania się) ... Potrafi naśladować konika, i ciągle mówi bababab lub mamama. I ciągle, ciągle się śmieje.

Paula troszkę nam się wyciszyła, już nie wariuje tak przy Hani. Nadal jednak nie uważa na zabawki jakie pozostawia na podłodze. Ostatnio ubóstwia Kubusia Puchatka, godzinną bajkę mogła by oglądać w kółko, a później cytuje kolejne fragmenty z rozmów swoich ulubionych bohaterów.

Z panią Pauliną uczą się piosenek i bawią się w poznawanie pierwszych liczb na zasadzie pokazywania ilości kaczuszek na obrazku lub układaniu w kolejności kartoników z wypisanymi liczbami. Porównują czego jest więcej, czego mniej. Bawią się w ubieranie lalek w jakieś szmatki(nawet nie wiem skąd je ma) kolorują, malują, przyklejają, robiły ludki z kasztanów, tworzą piękną ozdobę na drzwi z wycinanek, oraz zrobiły makietkę z jesiennych liści. Paula nadal lubi lepić z plasteliny (ciastolinki) nawet nie sądziłam, że tak ją to pochłonie. Zrobię kiedyś fotki tych wszystkich arcydzieł. Nie wiem kiedy na to wszystko mają czas, ale cieszy mnie, że zabawy są tak bardzo urozmaicone.

A między nami? Cóż tak sobie. Nie było rozmów wyjaśniających. Raczej przeczekałam to całe napięcie, chyba po raz pierwszy tak bardzo biłam się z najróżniejszymi myślami. Nikt z rodziny nie wie co się dzieje, ciągle wykręcam się, że dużo pracuję, że nie mam czasu przyjechać bo muszę nadrobić całe te sprzątanie mieszkania. Telefony sporadycznie wykonuję, tak by nie myśleli, że o nich zapomniałam, ale nie narzekam, nie proszę o rady. Wychodzę na prostą sama. I o dziwo nawet ta cała samotnia mi odpowiada. On sobie, ja sobie. Oczywiście posiłki mu robię, ubrania też piorę, śpimy w jednym łóżku. Jednak większość swojego czasu poświęcam dla dzieci i domu z Nim raczej się mijam między pokojami. Nie wiem ile to jeszcze potrwa i jakiego toru nabierze. Czas jak zwykle skoryguje wszystko.

piątek, 22 października 2010

Dziękuję.

Dziękuję dziewczyny za pozostawienie komentarzy pod wczorajszym postem. Bardzo mi pomogły. Nie odpisywałam na każdy z osobna, bo gdy siadam do tej klawiatury, to wydaje mi się, że tyle słów będę potrafiła napisać, tyle zdań sensownych sklecić., Nie zawsze jednak cieć, to móc.

Jesteśmy ze sobą już prawie 10 lat i znamy się jak przysłowiowe łyse konie. Może to głupie i zapewne nie każdy w to uwierzy, ale czasem bywa, że jedno o czymś pomyśli, a drugie to na głos powie. Niestety nie zawsze potrafimy odczytać to co nas trapi, czasem kłócimy się o głupią pierdołę, ale zawsze wspieramy się wzajemnie i jesteśmy ze sobą na te dobre i (częste) złe chwile.
Owszem, mam żal do niego, za to, że tak mało zajmuje się dziećmi, że jego skarpetki często można znaleźć w różnych kątach mieszkania, że chlipie przy jedzeniu zupy, że nie da namówić się na fryzjera i ciągle chodzi w czarnych ubraniach. Wiem, że raczej już go nie zmienię, że nie ustawię go pod swój wymarzony profil mężczyzny, że nie powiem mu jak ma żyć, czego słuchać, w czym chodzić i jakie wyrażać poglądy. Sama nie jestem ideałem, więc nie powinnam ustawiać kogoś.
Niestety w większości przypadków naszych pseudo kłótni moja impulsywność bierze górę nad rozsądkiem, opanowaniem i racjonalnym myśleniem. Ja większość rzeczy chcę na "już" i to jest mój zasadniczy błąd. Moje "furiactwo" odziedziczyłam po ojcu, staram się pracować nad sobą, ale niestety nie jest to łatwe.

Dziś czytam "TO"
Naprawdę już nie wiem jak mam z Nim rozmawiać, może poradnik coś pomoże, choć napisany jest chyba w formie satyry na te wszystkie cuda na naszym rynku. Książka dość wiekowa (96) tak więc na "współczesnego" mężczyznę zapewne nie znajdę w niej haka, jednak w ramach wolnej chwili skorzystam z odstresowania się, choć na momencik.

czwartek, 21 października 2010

Tak mi źle, tak mi źle, tak mi źle...

Ten dzień, to niestety nie jest mój dzień i nic już chyba tego nie zmieni. Czuję się fatalnie, psychicznie wysiadam i jak tak dalej pójdzie (...) no właśnie.
Sama już nie wiem ile człowiek potrafi znieść, ile przetrwać, co go trzyma przy dalszej walce z ciągłymi przeciwnościami. Ciągle mam wrażenie, że ktoś mi kłody pod nogi rzuca.
Mam dosyć i tak cholernie chciałabym móc się wykrzyczeć, a później wypłakać w poduszkę. Najważniejsza osoba niestety też jest na skraju emocjonalnego wyczerpania, a gradowa burza wisi w powietrzu i boję się, że w pewnym momencie zaczniemy nawzajem obarczać się "w końcu nie naszą" winą.

A do tego dochodzi ten umowny podział obowiązków w naszym domu. Jedno wielkie pole minowe.

piątek, 15 października 2010

Dzień Dziecka Utraconego.

Bello i Marlenko pamiętam i przytulam najmocniej jak tylko potrafię.

Podziękować powinnam Green Canoe za piękny post. Czytając ryczałam jak bóbr. Nie zawsze potrafimy rozmawiać o takim bólu.
Patrząc na swoje dzieci dziękuję, za każdy dzień, z każdą minutę ich życia, za to, że mogę być przy nich i z nimi kroczyć przez świat.

Aniołki kochane [*][*][*]

środa, 13 października 2010

Tak zwyczajnie.

By nie było, że bydle ze mnie straszne, które non stop użala się nad swoim losem, ileż można, co nie...

Pracuję już drugi miesiąc idzie mi coraz lepiej. Nie dzwonię do Lubego o każdą pierdołę, jaka cena pianki montażowej pod panele, jaki kod na haki fischera, gdzie zamówić kit miniowy itd.
Nie taki diabeł straszny.....Wprawiam się.
Te same buzie, czasem bardzo przyjemne rozmowy schodzące na dalszy plan..., że syn za granicą, że sąsiad zalał i jest mega plama, że w kuchni ma taki kwietnik i potrzebuje do niego....
Czasem bywa zabawnie:
-Dzień dobry. Jest szef?
-Słucham.
-A nie. No wie pani, ja bym wolał z tym panem, bo pani się nie zna....
Czasem siedzę i przez półtorej godziny drzwi się nie otwierają. Wtedy przychodzą myśli....Wyprałabym ubrania dziewczynkom, o zakupy(chleb, serki topione, coś na obiad, jakieś mięso, może jabłka lub banany ciekawe co na to Paula, o 13 Hania powinna zjeść całą potrawkę, jak się bawią) myśli krążą po głowie, a zegar jakby zatrzymał się w miejscu, jeszcze 5,4,3 godziny.....
Czasem nawet nie wiem kiedy jest 16 i zmykam do domu, a tu marudny klient ...
-a ma pani coś takiego, żebym mógł powiesić telefon, bo ta półka na której stał pękła i teraz potrzebuję taki hak, który przyczepię na tą listwę, bo ja mam tam w przedpokoju panele.....(o matko zgubiłam się już na początku) ...
- no to co mi pani doradzi?

Jest też grupka (bardzo mała, takie wąskie grono) osób które bardzo płynnie przeszły ze mną na TY. Jakiś taki mój urok osobisty, czy coś. Nie wiem, ja nikogo nie faworyzuje, wcale się nie staram robić dobrej miny, że załatwię to i owo za niższą cenę. A tu przychodzi jeden z drugim (zawsze faceci) i od słowa do słowa, gdy nagle słyszę :
-No wiesz, masz może lub słuchaj, a czy dało by się ... i już "walą" mi na ty.
No a jakiś bruderszaft to ja się pytam gdzie był.

No i na koniec. Zapatrzona w dzisiejsze foty na onecie pani Magdy Mołek.
Kurczę coś mnie wzięło na zmianę image. Boję się, bo wiem jak traktuje moje wizyty w salonie fryzjerskim szanowny pan J.
Chyba sobie strzelę tapetę na komie i będę wzdychać nad niespełnionym marzeniem.

sobota, 9 października 2010

O nas.

Kiedyś obiecałam sobie, (tak po cichutku) że będę tu zaglądać codziennie.
No niestety.

U nas bez zmian. Nadal łatamy koniec z końcem. Opłaty regulujemy tylko te, gdzie zbliżają się terminy. Na sklepie zimno (+14st. C) . Klienci są tylko wtedy gdy na gwałt czegoś potrzebują, a w markecie nie ma (czasem mam tego wszystkiego dosyć) i te ich ciągłe... takie drogie to.

Nie mieliśmy urlopu od roku (uświadomiliśmy to sobie z dniem rocznicy śmierci babci - 6,10) ... Paula tak rzadko ją wspomina, boję się, że ją całkiem zapomni. Łzy cisną mi się do oczu jak tylko sobie wspomnę ten ból sprzed roku.

A teraz.
Niania jest rewelacyjna, nie żałuję decyzji o zatrudnieniu.
Stara się bardzo, nie chciałabym aby nas opuściła bo chyba ciężko byłoby mi znów zaufać obcej osobie. Dałam jej nawet ostatnio premię, wiem po sobie, że gdy ma się większy przypływ gotówki, człowiekowi bardziej się chce robić pewne rzeczy - a w końcu powierzam jej swoje dwa największe skarby.