piątek, 22 stycznia 2010

Sprawozdaniowo.

Jak bym chciała aby było już po wszystkim. W poprzedniej ciąży nie stresowałam się tak samym porodem i tymi skurczami czy to przepowiadające czy już właściwe, jak liczyć co ile, czy dzidzia się rusza, czy dużo, czy mało, czy mleko napłynie a jak nie, a jak będę mieć za dużo, a jak się zrobią zakrzepy, a jak popękają brodawki..... a co z bólami krocza itd. w kółeczko.

W poniedziałek mam wizytę u gina. może już ostatnią. Zapewne znów nic konkretnego się nie dowiem, ale za to z położną będzie można pogadać (tak na marginesie świetna babeczka) rzadko się zdarzają ludzie na odpowiednich stanowiskach, a Ona - właściwy człowiek, na właściwym miejscu.
Kopniaki maluszka coraz bardziej dokuczliwe, już nie tak częste, ale jak już kopnie to Mama przez chwilkę zwija się z bólu. Najbardziej przeżywa to Paula, która nie rozumie dlaczego dzidziuś mamie robi krzywdę, no bo że kopie OK, że się rusza OK, że słyszy co do niego siostra mówi OK...ale dlaczego Mama często mówi: ajć, uf, uch, buu... itp. Relacje dobra siostra - rodzeństwo podtrzymywane. Częste głaskanie po brzuchu, przytulanie, całowanie.... aż się dziwię, ciekawe jak będzie reagować na płacz maleństwa:-)
Kupiłam kremik na brodaweczki, z większych wydatków jeszcze pieluchy (pampersy) ... i jakieś tam drobiazgi. A z kasą u nas ostatnio krucho. Sklep niestety nie przynosi dużych zysków, no bo kto by zimą robił remont mieszkania... są chętni? A żyć trzeba, niestety z jednej niepewnej pensyjki utrzymanie domu jest ciężkie, hmmm graniczy raczej z cudem. Jakoś jak na razie pchamy ten nasz wózeczek, oby do wiosny, może coś ruszy.

Brak komentarzy: