środa, 5 maja 2010

Koniec

Poszedł wczoraj i już nie wróci (mowa o naszym panu budowlańcu) - Koniec remontu. Kto przechodził przez coś podobnego wie jak się teraz czuję, aż brakuje słów na określenie obecnego stanu. Jak już posprzątam ten cały pył, mazy i inne niedociągnięcia pochwalę się fotkami.

Wszystko nam się poopóźniało - świętowanie urodzin dopiero w sobotę, chrzest Hani pod koniec następnego miesiąca, spotkanie z potencjalną (kurczę nieładnie to brzmi) matką chrzestną w ten piątek. Oby już wszystko od teraz kulało się właściwym i określonym czasem.

Ostatnio mało o dziewczynkach.
Niestety nie udało mi się zatrzymać laktacji ... siurka mi z cycusiów raptem 40-50 ml. co na potrzeby głodomora jest zdecydowanie za mało. Niestety te choróbska, pobyt w szpitalu i przedłużający się w nieskończoność katar, zrobił z mojej małej wielkiego lenia. Teraz walczę z mlekiem modyfikowanym bo bebiko zbyt gęste, często robią się grudki, które zatykają otworek. Nan zaś smakowo nie podchodzi i mała mieli tym smoczkiem na prawo i lewo przez co łapie zbyt wiele powietrza i bąble w brzuszku gotowe a później kolka. Ach tak źle i tak niedobrze. Do tego kupki, troszkę zielonkawe czasem wodniste, a po kilku dniach znów zatwardzenie. Matka siedzi na necie i czyta te mądre rady innych butelkowych mam.

Paulę przywieźliśmy od dziadków bo dziecię tęskniło za familią. Doszło do tego, że pewnego dnia rzekła: A ci rodzice to już wogóle do mnie nie przyjadą? Coś takiego mocno ściska nam serducho, chwila na podjęcie decyzji sru w autko i jazda po córę.
Błogi uśmiech na twarzy dziecka bezcenny:-)

A teraz to czego tu jeszcze nie było, mam nadzieję, że niektórym zrobię tym miłą niespodziankę.
Oto Ja... i młodsza.

Brak komentarzy: