wtorek, 15 stycznia 2013

Zaciskanie pasa.

Dziś bardzo długo i bardzo osobiście.
Tak źle jeszcze nie było i to na wielu frontach. Myślałam, że to chwilowa zła passa, ale od nowego roku zamiast optymistyczniej robi się tragiczniej, a końca "zimy" nie widać.
Można było by pokusić się o stwierdzenie, że każdy jest kowalem własnego losu, ale nie macie pojęcia (a może macie) jak to głupio iść do sklepu z odliczoną gotówką i dopytywać kasjerkę w trakcie zakupów: to ile już tam nabiło na kasę?
W płaceniu rachunków mamy już ustalony grafik, najpierw niezbędne, te tzw. "na już" lub zaległe na "wczoraj" później te które zawsze są odraczane, przychodzi pismem poleconym informacja o braku wpłaty i mamy jeszcze jakieś 14 dni aby uskubać na płatność, choć już raz przegieliśmy pałę i na sklepie nie mieliśmy przez 24h prądu, klientom wmawialiśmy, że to jakaś usterka z ich strony i mają ją naprawić. Najgorzej jest z płatnością za mieszkanie.Kamienica prywatna, czasem siedzę po cichu udając, że mnie nie ma w domu, aby właściciel nie pókał do drzwi, jak dzwoni tel. zawsze zastanawiam się jaką mam mieć wymówkę na spóźnienie z wpłątą za czynsz.
Zakupy to istna loteria, najgorzej gdy robię je z dziećmi, bo zawsze coś wydębią, staram się nie robić zakupów w mojej dzielnicy, mimo iż "biedna" to ceny jak w centrum, raz w tygodniu Luby zabiera listę i jedzie do B. kupujemy tylko to co niezbędne a i tak zawsze za dużo na końcowym rachunku.
Ostatnio usłyszałam od znajomej, że podłapała dodatkową pracę na 2 tyg. jako sprzątaczka w szkole, wtedy coś mnie zakóło, przecież żadna praca nie chańbi, dlaczego mamy być tylko księgowymi, prezesami korporacji, maklerami, itd. Owa znajoma dostanie w przeliczeniu na godz.45zł. fakt nie będzie pracowała dzień w dzień 8h, ale lepsze to, niż ciągłe zawodzenie: nie niekupię ci bo nie mam pieniędzy. Do dziś zapamiętam minę Lubego gdy wydawaliśmy pewną sumę na pewien prezent, no bo przecież nie wypada kupić "szajsu" za trzy dychy, a coś lepszego to już rząd 70 zł. Czasem wydaje mi się, że mam taką pętlę na szyi, która raz po raz się zaciska. 
Źle sypiam, ale to podobno normalne przy stresie, tak bardzo chciałabym się nie martwić o jutro, móc skożystać z zaproszenia otrzymanego od bliskiej mi osoby jednak to marzenie ściętej głowy, sam lot jednej osoby kosztuje ponad 1.000zł a przecież mam dwójkę dzieci i z pustym portwelem nie mam o czym marzyć. Pewnie nigdy nie polecę na wyspy. Czasem bywa miło wtedy kupujemy los, ale to taki podatek od marzeń tylko, około godz.22.00 wszystko wraca do normy. Samochód odmawia posłuszeństwa, dziś o mały włos Luby nie zrealizowałby zamówienia za które zapłacono z góry, o salonowym samochodzie mogę tylko powzdychać, choć prywatnie nie kupiłabym nowiusieńkiego auta, podobno nigdy nie ma tak, że nowe auto będzie w lepszym stanie technicznym niż np, 2 latek, a ceny takich aut są kosmiczne.
Na domiar złego otrzymujemy same złe informacje o zdrowiu naszych bliskich. Przed świętami "rozłożyło" moją mamę, dobrze że ma lekarza specjalistę który dał jej odpowiednie lekarstwa, teraz jeszcze terapia, ale na to się czeka - jednak już po głosie w słuchawce słyszę, że leki odgrywają dużą rolę... a wczoraj zadzwonił "teść" z prośbą o podratowanie jego budżetu, też choruje i choć to tylko grypa, jednak w jego wieku, powikłania mogą być groźne, ja wierzę, że też mu samemu ciężko, podobno nie ma nawet za co kupić węgla, a My, co my biedne żuczki mamy począć.
Serce mi się kraje, bo zbliżają się urodziny córki, a ja nikogo nie zapraszam bo nie mam za co ich zorganizować, już nie myślę o niczym "wystawnym",jednak tort i kawa to chyba zbyt skromny duet.

Blog jest otwarty dla wszystkich,więc to duże wyzwanie z mojej strony otworzyć się "na ludzi", choć dzięki temu coś pozostanie, może kiedyś nastaną takie czasy gdy wspominając to wszystko uśmiech zagości na buzi. Tak, może kiedyś...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Pamiętam taki czas na początku małżeństwa. Spłukaliśmy się tak na kupno mieszkania, że nie był nas stać na meble. Spaliśmy przez pół roku na podłodze i jedliśmy smażone ziemniaki.
Dzisiaj jest dobrze, ale kto wie, jak będzie jutro? Nieraz z dnia na dzień można stracić wszystko lub odwrotnie.
Powiem Ci, że dzisiaj z wielkim sentymentem wspominamy tamte czasy. Nie mieliśmy nic, ale byliśmy chyba bardziej szczęśliwi, bo potrafiliśmy się cieszyć drobiazgami.

Goja pisze...

Drobiazgi, no właśnie to nas trzyma przy życiu. Dziękuję za komentarz.